05/07/2014

13. Co mnie irytuje w książkach - edycja dla wydawców

Zamysł ten sam, co z punktami dla autorów, jednak tym razem zwracam się do wydawców, projektantów okładek, grafików, edytorów i całej reszty ferajny zajmującej się publikacją książek.

Co mnie irytuje w książkach - winą wydawców:

1. Wyjawianie ważnych elementów fabuły w opisie na tyle okładki książki. No błagam. Szczególnie w tych nastoletnich romansach paranormalnych, gdy ludzie przez pół książki próbują wykombinować kim lub czym jest dany bohater (wampir/wilkołak/wróżka chrzestna). Ale kim on jest? Skąd on pochodzi? Czemu się tak dziwnie zachowuje? Dlaczego jest taki tajemniczy? Czym on jest?! I ja w tym momencie mam ochotę walnąć książką o ścianę, bo sam schemat tego typu i tak jest już przestarzały, a jeśli jeszcze dodamy do tego fakt, iż odpowiedź na wszystkie te pytania wyjawiono nam na okładce... No bez sensu.
A jak już rozmawiamy o paranormalnych stworzeniach... Czemu za każdym razem, gdy dowiadujemy się w końcu kim lub czym nasz tajemniczy bohater jest, reszta bohaterów reakcje ma tak swobodne, jakby to nie było nic wstrząsającego?

2. Zmienianie okładki lub nawet samego grzbietu. Mam cztery tomy serii ślicznie prezentujące się na moich półkach, a okładkę piątego tomu wydawcy postanawiają całkowicie zmienić (i mam ochotę kogoś zamordować). A projekt okładki może i nawet się nie zmieniać, ale np. tytuł książki na grzbiecie na pierwszych dwóch tomach jest czarny, a na pozostałych jest biały. Wkurza mnie to, bo rujnuje moje poczucie estetyki na półce z książkami. Bo jestem wzrokowcem z tendencją do obsesyjności jeśli chodzi o porządek i symetrię szczególnie jak przychodzi do moich książek.
3. Gdy imię i nazwisko autora na okładce jest dwa razy większe od tytułu. Co czytasz? John Green? Nie, to autor, czytam Papierowe Miasta. Czy tylko mnie to irytuje? Reklamujemy autora czy książkę, hm? Przecież logicznym jest, że nasz wzrok wędruje do najbardziej rzucającego się w oczy napisu na okładce, więc automatycznie zakładamy, że to jest tytuł. Po co więc to kombinowanie i wprowadzanie ludzi w błąd?
4. Gdy na okładkach mamy ludzi, mających reprezentować główne postaci z książek. Jeszcze gorzej, gdy są to same twarze. Chodzi o to, że ja chciałabym sobie sama wyobrazić postaci i nie potrzebuję niczyjej pomocy, dziękuję bardzo (dlatego tak strasznie nie lubię tych pierwszych okładek z serii Akademia Wampirów). Niestety wiele książek tak ma, co mi naprawdę nie pasuje. Komiksowe/rysunkowe wizerunki postaci mogą być, ale nie zdjęcia!
5. Nowa część serii wydawana jest w twardej okładce i dopiero po miesiącu można ją dostać w miękkiej okładce. Nie wiem czy tak samo to wygląda we wszystkich księgarniach, ale tu, gdzie ja mieszkam właśnie tak jest. Niezwykle irytujące, bo chcemy już nową część kupić i przeczytać, ale z drugiej strony chcemy, żeby nam okładki ładnie pasowały, a resztę mamy w miękkich oprawach. Ach, te problemy pierwszego świata.
6. Gdy wydawcy próbują być kreatywni z projektami okładek i im to wychodzi średnio lub ich kreatywność robi się irytująca. Przykłady: poszarpane końcówki kartek i okładka krótsza od reszty książki (przykład pierwszy na zdjęciu obok). Książkę z poszarpanymi kartkami mam tylko jedną i jest naprawdę wkurzająca. Przewracanie stron staje się zadaniem samym w sobie. Ale nie zrozumcie mnie źle. Niektóre pomysły na okładki są naprawdę ciekawe (np. ostatnio widziałam półprzezroczystą okładkę, dzięki czemu widzieliśmy obrazek pod nią).


Wiem, jestem marudna i powierzchowna. Bo okładka się nie powinna liczyć, tylko to, co jest w środku, prawda? No właśnie problem jest taki, że nie. Bo okładki się liczą. Dużo bardziej niż sami sobie z tego zdajemy sprawę. To one przykuwają uwagę, a jak jej nie przykuwają to niech nas przynajmniej nie irytują. Ot co.
Jest coś takiego, co Was irytuje w decyzjach podejmowanych przez wydawców na temat książek? Dajcie mi znać w komentarzach!

15 comments:

  1. To z wyjawianiem ważnych elementów jest okropne. A ciężko jest z tyłu nie czytać opisu jak chcemy się czegoś o książce dowiedzieć.
    Z tym wydaniem najpierw w twardej potem w miękkiej pierwszy raz słyszę :)
    Pozdrawiam.

    ReplyDelete
    Replies
    1. No właśnie! Opis z tyłu okładki prawie zawsze czytam, więc nie rozumiem czemu się czasem ludzie upierają, żeby tam zawrzeć jak najwięcej informacji.
      Hmm, to może w Polsce się w takie coś nie bawią...
      Pozdrawiam również ;)

      Delete
  2. 1, 2, 4- całkowicie się zgadzam! :(

    ReplyDelete
    Replies
    1. W takim razie bardzo się cieszę, że nie jestem jedyna, która ma takie frustracje!

      Delete
  3. Mnie też bardzo irytuje wyjawianie ważnych momentów na okładce książki. Niektórzy wydawcy po prostu MUSZĄ streścić połowę książki w jej opisie. A potem czytając daną książkę nudzę się - bo wiem co będzie dalej. To jest okropnie irytujące! A ja zawsze czytam opis z tyły książki...

    ReplyDelete
    Replies
    1. No właśnie. Nie rozumiem tego dziwnego nawyku. Nie trzeba przecież streszczać połowy książki, żeby do jej przeczytania kogoś zachęcić! Wystarczy się trochę wysilić i napisać porządny kawałek tekstu, który człowiek zaintryguje.

      Delete
  4. Nie ma chyba nic bardziej denerwującego niż opis książki, który streszcza 3/4 fabuły, wrr ;) Też nie lubię misz-maszu w wydawaniu kolejnych części danej serii, ale na przykład nie przeszkadzają mi zdjęcia bohaterów na okładkach (chyba że to okładki filmowe, te często są zwyczajnie słabe...).

    ReplyDelete
    Replies
    1. Och, nie znoszę okładek filmowych. Nie wszystkie są tragiczne, ale jednak unikam ich jak ognia.

      Delete
  5. Zgadzam się w zupełności.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bardzo się cieszę, że mamy na ten temat podobne zdanie ;)

      Delete
  6. no to irytuje strasznie Nowa część serii wydawana jest w twardej okładce i dopiero po miesiącu można ją dostać w miękkiej okładce. :P:P

    ReplyDelete
  7. Hej!
    1 - o rany, nienawidzę tego. Kiedy sięgam po książkę, chcę wiedzieć, co w niej znajdę, ale bez przesady, spoilery są straszne i zabierają radość z czytania!
    2 - mnie denerwuje eksperymentowanie z okładkami, które są już dobre. Głupi przykład trochę, ale chyba najbardziej znany. Białe wydanie "Zmierzchu", o zgrrrozo!
    3 - bywa irytujące, fakt. A co, jeśli tytuł to też jakieś nazwisko? Powodzenia w odnalezieniu się w tym :D
    4 - najgorzej, jak są to zdjęcia z filmu obrazującego tę książkę
    5 - twarde okładki to zuo, potwierdzam
    6 - różne cuda powstają, głupie, ale nie tak irytujące jak to wyżej

    Ściskam ^^

    ReplyDelete
  8. Ja też zwracam dużą uwagę na okładki, choć wiem, że niby nie powinnam. Najbardziej wnerwia mnie punkt czwarty. Dlatego właśnie tak bardzo nienawidzę okładek filmowych! I jest jeszcze punkt drugi, z którym też muszę się z Tobą zgodzić. A co do ostatniego, to nie miałam jeszcze okazji spotkać się z takimi stronami. Za to coraz bardziej popularne robią się kolorowe strony, które moim zdaniem wyglądają okropne.
    shelf-of-books.blogspot.com

    ReplyDelete
  9. Zgadzam się z Tobą zupełnie, we wszystkim. Czy się nie mylę, czy jesteś kolejną wredną recenzentką? Jeśli tak, witaj w klubie, koleżanko :)

    http://zakurzone-stronice.blogspot.com/

    ReplyDelete
  10. fajnie było tutaj zajrzeć meega fajny blog - polecam ! :)

    ReplyDelete